List kobiety do mężczyzny

Wielu mężczyzn chciałoby mieć wrażliwą i kochającą kobietę. Mamy obecnie czasy, w których każdy wszystko potrafi. Nie ma jasnego podziału na role poza sytuacjami wymagającymi siły fizycznej. A i to nie jest do końca jasne, bo niektóre kobiety mają tej siły wystarczająco dużo, żeby na przykład poodkurzać dom ciężkim odkurzaczem. Wiele spraw zostało przewartościowanych i to powoduje, że moje serce się gubi. Już sama nie wiem, czy ze mną jest coś nie tak, czy to faktycznie świat stanął na głowie.

Czy to ze mną jest coś nie tak?

Obecnie jako kobieta muszę się uczyć od nowa relacji z mężczyznami i tego jak szanować siebie. Mam wrażenie, że wraz ze zmianą pokoleń role za każdym razem odwracają się. Obecnie, częściej mężczyźni pokazują swoje słabości. Mówię to w moim osobistym rozumieniu okoliczności. Pijackie imprezy kończące się moją interwencją, bo chłopak nie jest w stanie usiąść już za kierownicą, nastręczają mnie poczuciem niezrozumienia kto i za co jest odpowiedzialny. Przykro mi jest…

Kto i za co jest odpowiedzialny?

Portale społecznościowe są pełne pięknych kobiet. Oczywiście, chcemy się pokazać jak najlepiej, jakoś tak bardzo nam zależy na tym, by dobrze wyglądać. Co ciekawe, stale dostaję informacje zwrotne, że im ładniejsze zdjęcie, tym jestem fajniejsza. Ciekawe to uczucie jest, kiedy ktoś może mnie adorować. Wiem, brzmi to próżnie, ale w realnym świecie jest tego coraz mniej. A tak bym chciała poczuć się piękna w oczach mężczyzny, nie tylko na instagramie…

Nie tylko na instagramie…

Poznając kogoś nowego często ufam bezgranicznie, że to ma sens. Patrzę na mężczyznę jak na kogoś wartego uwagi. Nie interesują mnie jego wady, bowiem głęboko wierzę, że nawet jeśli byłyby problemy, to zacznie nad nimi pracować. Intuicyjnie wiem, jaki powinien być mężczyzna, ale z jakiegoś powodu rozjeżdżająca się rzeczywistość sprawia, że moja samoocena spada i zaczynam głupieć. Zastanawiam się wówczas, czy to ja popełniam błędy, że się nie układa?

Czy to ja popełniam błędy, że się nie układa?

Coraz ciężej jest zbudować piękną relację z mężczyznami. Nie wiem co się dzieje, że to niekończący się koszmar jest. Po latach takich porażek staję się wredna, cyniczna, dominująca. Chcę, aby kolejna relacja nie sprawiała mi przykrości, więc nakładam maskę szczęśliwej kobiety i radzącej sobie ze wszystkim. Nie mam wyjścia, bo widzę niezagospodarowaną przestrzeń przez płeć męską w relacji.

Widzę niezagospodarowaną przestrzeń przez płeć męską.

A ja potrzebuję męskiej ręki. Potrzebuję mężczyzny, który nie będzie brał do siebie moich emocji. Nie wiem co z nimi jest, że nie podejmują się konfrontacji ze mną. Najczęściej są to dwie skrajności. Albo jestem bita i poniżana, albo w ogóle nie czuję męskiej siły, tylko lękliwe dziecko poddające się każdemu „mojemu rozkazowi”. Denerwuje mnie taka sytuacja. Czy wszystko musi być na mojej głowie?

Potrzebuję męskiej ręki!

Brak decydowania, proponowania różnych rozwiązań ze strony męskiej, brak zaangażowania, brak myślenia - tak mogę opisać to z czym się spotykam. Nie przeczę przebojowości męskiej i zaradności, ale w konfrontacji ze mną tego nie ma. To jest rozczarowujące! Bez rozsądnego podejścia do życia i wzięcia sprawy w swoje ręce taki mężczyzna jest mi naprawdę niepotrzebny. Sama sobie dam radę i to bardzo dobrze.

Po co mi chłopak, który nie potrafi kochać?

Naprawdę, chodzi mi jedynie o budowanie relacji ze mną jako kobietą, o zrozumienie mnie i chęć bycia razem, o potrząśnięcie mną, kiedy trzeba i czasami zabranie z moich barków wielu spraw. A gdy widzę mężczyznę biegającego z kumplami, zaniedbującego własny dom, dzieci, siedzącego z  piwem w ręku, czuję się jak służąca a nie kochanka, przyjaciółka, kumpela do życia. Nic więc dziwnego, że nie mam ochoty na „zabawy”, gdy jestem przesiąknięta obowiązkami domowymi.

Nic więc dziwnego, że nie mam ochoty na „zabawy”, gdy jestem przesiąknięta obowiązkami domowymi.

Spotykam się z mężczyznami niezdecydowanymi, niepoukładanymi, jednocześnie płaczącymi i mówiącymi, że są niedojrzali i w sumie to się pogubili, ale to ja mam was tego uczyć. Autentycznie! Właśnie usłyszałam od mojego byłego partnera, że to moja wina, bo nie potrafiłam dać mu warunków do wzrostu. Dopiero psycholog mi uświadomił, że tak naprawdę szukał we mnie swojego ojca albo matki. Nigdy więcej matkowania mężczyźnie….

Nigdy więcej matkowania mężczyźnie….

Wspomniałam o tym, że role się odwracają. Słyszałam niekiedy od mężczyzn, że boją się „twardych babek”. Domyślam się, że chodzi o kobiety silne, dominujące, pełne ekspresji emocjonalnej, potrafiące dopiec ciętym językiem. Wiem, że takie kobiety są, ale wiem też, że gdyby postawa ich mężczyzn była od samego początku odpowiedzialna, to te kobiety stałyby się miłe, sympatyczne, pełne energii. Nawet, jeśli miałbyś mnie posłać do psychologa, bo uznałbyś, że między nami jest źle, to pójdę.

Jeśli miałbyś mnie posłać do psychologa - to pójdę.

Uwierz mi: miałam taką sytuację. Jednak musisz wiedzieć jedną ważną rzecz. Psycholog jest osobą najczęściej obiektywną i jeśli jest doświadczony, to zrozumie, po czyjej stronie jest przegięcie. Tak było w moim przypadku. Mężczyzna, który mnie wysłał do psychologa, nie był zadowolony, bo mnie stracił. Podjęłam taką decyzję wiedząc, z czym przyszło mi się mierzyć. On za nic w świecie nie podniósł tematu zmiany naszej relacji, to ja miałam to zrobić. Ehh ta wasza duma…

Ehh ta wasza duma...

Dopomnę jeszcze coś o naszej kobiecej determinacji w budowaniu relacji. Tak, to jest najważniejsza rzecz, której potrzebuję w relacji z mężczyzną. Budowanie związku, relacji, komunikacji, niczego więcej mi nie trzeba. Jednak jeśli nam tego zabraknie, stajemy się jak hieny, jak harpie, które chcą mieć to, co najcenniejsze. Miłość jest naszą siła napędową do życia. Bez niej albo więdniemy, albo rośniemy i kwitniemy. Czy jesteś gotowy i otwarty na dialog? Czy jesteś na tyle kreatywny, aby tworzyć nową rzeczywistość? Czy za młodu nie marzyłeś o ratowaniu pięknej?

Czy za młodu nie marzyłeś o ratowaniu pięknej?

Idąc dalej rzadko czuję się wysłuchana, zrozumiana. Wiem też, że sama nie jestem idealna i niejednokrotnie potrafię wyolbrzymiać, ale potrzebuję chwili uwagi i zastanowienia się nad tym "o czym ona mówi". Nie chcę byś każde moje zwrócenie Ci uwagi o cokolwiek odbierał nieustannie jako atak. Chciałabym byś wiedział, że możesz opuścić tarczę, spojrzeć na mnie jak na przyjaciela, jak na partnera. Partnera z którym współpracujesz. Nikt nie jest wyżej, nikt niżej.

Potrzebuję chwili uwagi i zastanowienia się nad tym "o czym ona mówi".

Chciałabym poruszyć temat duszenia w sobie emocji przez mężczyzn. Wiele razy gdy zaczynam rozmowę o tym, co mnie boli i w jaki sposób mężczyzna sprawia mi przykrość. nagle obsypuje mnie w odzewie tym co mu nie gra. Nagle sytuacja z przed tygodnia nie była tak jasna i klarowna jak to mogłoby się wydawać. Strasznie mnie to boli, że wciąż nie mogę nakłonić do mężczyzny do szczerości, do rozmów, do wyrzucania z siebie na bieżąco tego co boli. Nie chcę byś się tak bardzo na mnie zamykał...

Nie chcę byś się tak bardzo na mnie zamykał...

Chciałabym widzieć w Tobie chęć rozmowy, chęć rozejmu - bo to co się dzieje ostatnio to nieustanna walka. Proszę pomyśl nad tym.

Pozostaje jeszcze temat zranień, które w sobie noszę. Czasami bywa, że odpycham widząc męskie zaloty. Nie robię tego świadomie. Po czasie dopiero zrozumiałam, dlaczego tak a nie inaczej się działo. Dzisiaj pokutuję za swoje błędy. Każdy potrzebuje doceniania i odrzucanie miłych i cudownych chwil od drugiej osoby wcale nie jest miłe.

Na początku zawsze jest cudownie...

Na koniec chcę dodać, że na początku zawsze jest cudownie. Chciałabym natomaist, by to trwało wiecznie. A z jakiegoś powodu po wyczerpaniu pokładów emocjonalnych i wejściu w rutynę to wszystko znika. Twoje pomysły drogi mężczyzno przestają być realizowane, przestajesz się angażować, zaczynasz mówić wiele i nic nie robić. Zaczynam dostrzegać, że to wszystko było kłamstwem.

Dlatego usycham…