Jesteśmy różni. Jesteśmy kobietą i mężczyzną, którzy mają żyć razem. Jesteśmy tak bardzo różni, że wymaganie od partnera tego samego co od siebie jest w pewnym sensie błędem.
Nie jest błędem bycie inspirującym do tego, by druga osoba chciała nas kochać coraz mocniej. Dla przykładu zobrazuję sytuację moich drogich znajomych: kobieta posiadająca własną firmę i jej mąż również. W miarę rozwoju firmy kobiety i znalezieniu potencjalnie przydatnych cech męża do firmy żony, małżeństwo zdecydowało o wspólnym prowadzeniu biznesu.
Podam też przykład z mojego małżeństwa. Ja byłem zawsze aspirującym człowiekiem do większej działalności niż praca w firmie czy korporacji. Miałem marzenia, które chciałem realizować.
Poznałem na studiach kobietę, która mnie zainspirowała do opieki nad nią, jednocześnie kobietę, która spodobała mi się od głębi jej serca. W miarę poznawania siebie nawzajem stwierdziłem, że jako mężczyzna, choć z racjonalnego punktu widzenia nie widziałem szansy na znalezienie pracy w Białymstoku, to postawiłem sobie za punkt honoru spełnić marzenie tej kobiety o własnym domu, w którym się urodziła, w miejscu, gdzie są jej korzenie.
Powiem szczerze, że gdyby nie to, dzisiaj nie byłbym tu gdzie jestem. Teraz mi się to zaczyna udawać, po tym jak popełniłem wiele błędów. Jednak to właśnie z tego powodu, moja kobieta stała się pewnego rodzaju inspiracją dla mojego działania.
Podejrzewam, że gdybym wyjechał na przykład do Warszawy (tak jak planowałem), dziś byłbym jednym z wielu psychologów pracujących na etacie.
A to tylko jeden z aspektów całego sensu w związku. Powiem szczerze, że nie byłoby potrzeby stawiania wymagań, gdyby jedno na drugie patrzyło pod kątem spełniania marzeń tej osoby, bo do tego zostałem powołany w tej rodzinie. Patrzę na tę ukochaną osobę i działam, zamiast pytać...
"Kochanie, co chcesz, żebym dla Ciebie zrobił?"
Odpowiadam...
"A idź pantoflarzu..."