Kompromis - zaleta czy zabójstwo dla związku?

27 lipca 2020
3 min. czytania
Adam Filipczuk

Pewna kobieta opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, jej kuzyn - jezuita - głosił rekolekcje w kościele Jezuitów w Milwaukee. Każdą konferencję rozpoczynał słowami: "Spełnieniem miłości jest poświęcenie, jej miarą brak egoizmu". Wspaniałe stwierdzenie. Zapytałem ją:

- Czy chciałabyś, abym Cię kochał kosztem mego szczęścia?
- Tak - odparła.

Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem swego szczęścia, a ja kochałbym ją kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nie ważne, niech żyje miłość.

Anthony de Mello

Kompromis

Kompromis wydaje się być bardzo powszechną formą porozumiewania się między partnerami. Sprawia wrażenie najłatwiejszego i najbardziej solidnego schematu budowania porozumienia. Zdecydowana większość wśród moich klientów i znajomych porusza się wokoło tego pojęcia i w pewnym sensie jest to zrozumiałe.

Patrząc na to pojęcie z punktu widzenia zawodowego i chcąc uruchomić swoje "czepialstwo" zauważam, że budowanie porozumienia w oparciu o kompromis jest jak bomba z opóźnionym zapłonem.

Kompromis - bomba z opóźnionym zapłonem

Bomba z opóźnionym zapłonem ma to do siebie, że nie wybucha od razu, a dopiero po dojściu do kulminacyjnego momentu. Tak też jest z kompromisem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ludzie idąc na kompromis sami robią sobie pod górkę. Rezygnacja z czegoś dla dobra bliskiej osoby jest bardzo szlachetnym posunięciem, ale czy można tak w nieskończoność? 

W związku nie ma możliwości, aby obie strony w podobny sposób odczuwały sprawiedliwe traktowanie, sprawiedliwy podział ról. Wynika to z tego, że wartość każdej sprawy i przedmiotu wchodzącego w zakres dyskusji między partnerami jest emocjonalna. Myślę, że każdy z nas zrozumie, że dla jednej osoby zakup laptopa za 10 000 złotych może być tak samo wartościowy, jak dla ukochanej wyjazd w góry za 3000 zł, lub zakup rolet do okien na poddaszu za 1200zł.

Zatem idąc na kompromis z czasem może się okazać, że wartość emocjonalną, jaką dostajemy od partnera jest znikoma w porównaniu do wartości, jaką dostaliśmy. Co ciekawe - w tym samym czasie partner może myśleć dokładnie tak samo!

I bądź mądry, i pisz wiersze...

Niezdrowa licytacja

Gdy skończą się zasoby znoszenia rezygnacji na rzecz dobra drugiej osoby, często dochodzi do licytacji, kto i co zrobił. Jaka jest prawda i zaczyna soczysta dyskusja, pełna kwiecistych słów i ubarwień w poszukiwaniu równowagi emocjonalnej na argumentach.

Ach, jak bardzo lubię argumenty w dyskusjach między partnerami. niby coś wnoszą, a tak naprawdę niczego nie rozwiązują. Owszem - czasem się zdarzy, że partner zrozumie, ale finał takiej rozmowy zazwyczaj jest jeden: ja mam co chcę, a partner nie ma nic.

I w taki oto sposób doprowadzamy do ruiny relację, krok po kroku, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, aż w końcu wulkan niesprawiedliwości osiągnie apogeum.

Kompromis bardzo łatwo osiągnąć z jednego powodu. Dużo wygodniej jest zrezygnować z czegoś na rzecz drugiej osoby. Czasami bywa, że oboje z czegoś rezygnują, ale czy nie na tym polega relacja, aby oboje byli szczęśliwi?

Im więcej z czegoś rezygnuję, tym więcej oczekuję.

Adam Filipczuk mgr psychologii

Oczekiwania rosną

Jeśli z czegoś zrezygnuję, to naturalną kwestią będzie oczekiwanie, że partner również z czegoś dla mnie zrezygnuje. Jeśli jednak nie dostanę rekompensaty w określonym czasie, bądź ważnym dla mnie momentem, to pójście na kompromis z drugą osobą spowoduje rozczarowanie.

Idąc dalej, ponieważ kurczą mi się zasoby, ponieważ istota miłości polega na ciągłym wypełnianiu pustego serca, to w jaki sposób mogę czuć się kochany, jeśli partner wymaga ode mnie kompromisu na rzecz mniejszego dobra? Czy nie o to chodzi, aby miłość była pełna, a nie cząstkowa?

Mając poczucie takiej niesprawiedliwości zaczynam oczekiwać coraz więcej, im więcej rezygnuję. Czasami zdarza się, że niektórzy zamiast oczekiwać, po prostu popadają w przygnębienie i zastanawiają się nad sensem istnienia relacji w jakości, w jakiej się obecnie znaleźli. 

Zatem nie dziwi mnie potem fakt licytowania się o to, kto, co i ile zrobił, oraz jak zrobił dla partnera. A gdy już pojawiają się licytacje, to możemy mówić o początkowej fazie kryzysu. Im więcej, tym większe prawdopodobieństwo jego wystąpienia.

Jeśli zatem czujesz, że Twój związek zaczyna się chylić ku złej stronie, napisz do mnie lub zadzwoń.

O autorze
Nazywam się Adam Filipczuk. Od 2017 roku przeprowadziłem ponad 4000 godzin psychoterapii. Z moich usług skorzystało co najmniej 300 klientów do dnia dzisiejszego (listopad 2020). Jestem osobą bardzo wrażliwą i nastawioną bardzo mocno na relację z klientem. Po za tym, że prowadzę bloga, zajmuję się akwarystyką i jestem szczęśliwym mężem i ojcem 6 letniej córeczki Marysii.

Mogą Cię zainteresować

Adam Filipczuk © 2024 All rights reserved.
Strona stworzona przez BrandUP!