Chemia w związku często spada już po kilku latach mieszkania wspólnego. Niewiele można spotkać par, które po zawarciu małżeństwa, jeszcze przez 10 - 15 lat czują do siebie miętę. Wszystko za sprawą obowiązków, dzieci, braku możliwości uprawiania seksu, rutyny itd.
Jednak do dzisiaj spotykam pary, jak na przykład w artykule: żona prezesa, w których nie brakuje miłości wszelakiej maści. Gdy byłem na praktykach, jako uczeń liceum zawodowego, prowadząca opowiedziała mi swoją historię małżeństwa.
Wracając do treści artykułu, nauczycielka porównała swój związek do tego, że po latach wspólnego życia pozostaje raczej przyzwyczajenie niż wielka miłość, chemia. Zdawało mi się wówczas, że jest to po prostu normalne i tak powinno być. Obecnie wiem, że za przykładem małżeństw, które znam, można czuć "miętę" do partnera przez wiele lat.
Ktoś zapyta, jak to w ogóle jest możliwe?
Dla podgrzania emocji, podpowiem, że chemia w związku nie musi być tylko niespełnionym marzeniem. Para którą znam osobiście, z pozoru nie powinna się ze sobą dogadywać z tego względu, że kobieta określa siebie jako osobę silną, oraz mężczyzna jest kimś, komu na głowę nie da się wejść.
Zatem, z naturalnego punktu widzenia, powinni się zagryźć. Tymczasem są ze sobą szczęśliwi, "chemia" jest i pomimo kilku wad po obu stronach, oboje potrafią brać za siebie odpowiedzialność. Jedno drugie pilnuje, by się nie stoczyło niżej, niż ustawa przewiduje.
Opisywane małżeństwo posiada już kilkoro dzieci. Jest wiele obowiązków wokół dzieci, domu, pracy i względem partnera. Wydawać by się mogło, że zachowanie poczucia pożądania do partnera w tej sytuacji graniczyłoby z cudem. Jednak nie dla tego opisywanego małżeństwa.
Mąż określany jest jako osoba pracowita, mająca doskonały kontakt z dziećmi, towarzyski, nie dający sobie wejść na głowę. Silny facet, który potrafi zadbać o rodzinę, dom i ma wspaniałe relacje z rodziną, jakby był mężem i ojcem - pomostem do lepszego świata dla rodziny.
Kobieta również należy do osób silnych, która wie czego chce, oraz potrafi zauważyć niebezpieczeństwa, które czyhają na męża. Tak, kobieta też potrafi ratować przysłowiowe cztery litery. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Już kiedyś pisałem, że jeśli panie chcą, aby mąż był produktywny i zachował ciepłe spojrzenie względem kobiety, to warto dawać mu zadania do wykonania. Następnie zadbać o drobną pomoc, jak na przykład przyniesienie napoju.
Pamiętam sytuację, kiedy przyszedł do nas handlowiec w sobotę. Ja wtedy kosiłem trawę. Zostałem zawołany, ponieważ takimi sprawami jak internet, telefon itd, zawiaduję osobiście i podejmuję decyzje.
Na początku rozmowy, żona zapytała się, czy pan potrzebuje herbaty, lub wody. Jakież było moje zdziwienie, kiedy on odmawiając, ona sobie poszła. Myślę sobie wtedy, "co jest do ch(...)y?". Autentycznie poczułem się zazdrosny i wściekły.
Bo jakim cudem moja kobieta będzie dawać obcemu facetowi pić, kiedy jej mąż kosi trawę w ogrodzie i widać, że jest cały mokry od potu!
Na szczęście, zdążyłem tylko pokosić trawę jeszcze przez dziesięć minut po skończonej rozmowie i zobaczyłem jak mi żona przynosi napój. A myślałem, że będę na nią wściekły do końca dnia.
Aby lepiej zrozumieć na czym polega to, aby chemia w związku występowała częściej oraz wzrastało szczęście, opiszę jeszcze kilka rzeczy, które trafiły mi się roku ubiegłego.
Spotkałem się z kobietą przedsiębiorczą, do której faceci za bardzo nie mają "startu". Na każdym kroku się wysypują, gdy są przez nią testowani. Mam na myśli to, że są przez nią obserwowani. Kobieta jest przedsiębiorcza i zdecydowana w tym co robi, więc często mężczyzn popycha do działania, wspiera ich.
Na temat testowania mężczyzn przez kobietę, napisałem w artykule wcześniejszym.
Poznaje mężczyznę, więc z nim rozmawia, spotyka się, rozpoznaje jego potrzeby i oczekuje z jego strony działania. W zamian otrzymuje postawę dziecka, które nie bardzo sobie radzi, a na inspirowanie człowieka do działania otrzymuje nagrodę w postaci narzekania.
Ona coraz bardziej się angażuje, co jednocześnie doprowadza do sytuacji dosyć kuriozalnej. Mężczyzna przybiera postawę chłopca, którego trzeba prowadzić za rączkę, a ona sama zaczyna mieć już go dosyć.
Spójrzcie, że nawet gdy ona go motywuje do działania, podpowiada, wspiera, to facet nadal stoi w miejscu i się nie rozwija. Jakby nie mógł wyjść poza swój schemat funkcjonowania.
Ta kobieta jest silną kobietą. Jednak w głębi serca, w rozmowach ze mną jest prawdziwie delikatną dziewczyną, która potrzebuje męskiej ręki, takiej, która zadba o sprawy wokół siebie i zabierze ją do swojego świata. Wypełni jej świat dodatkowymi atrakcjami, bezpieczeństwem i wsparciem.
Co robią panowie?
Boją się, uciekają, albo co bardziej śmieszne dla mnie, przyjmują wersję małego dziecka, którym trzeba się opiekować.
Zabrakło im zdecydowania w działaniu, wzięcia na swoje barki zaplanowania dnia, zorganizowania pobytu, uskutecznienia rozmowy, pomocy dla niej w pewnych sprawach, których potrzebuje. A wygląda na to, że panów po trzydziestce spotyka się takich, którzy czekają na drugą mamusię.
Gdy rozmawiam z nią, dochodzę do wniosku, że kobiety silne, prawdziwie kobiece, nie potrzebują opieki nad nią, jak nad "śmierdzącym jajkiem", ale potrzebują bycia przy niej. Potrzebują tego, aby mężczyzna coś zorganizował, potrzebują akcji z jego strony, akcji jako pierwszego, kogoś kto potrafi rozkręcić życie.
Te kobiety czują się samotne, a jednocześnie są pełne energii, seksapilu, doświadczenia, decyzyjności, piękna, zorganizowania. Wygląda na to, że mężczyźni na widok tych cech wymiękają.
Paradoksalnie, mężczyźni trafiający na tą kobietę, otrzymują wszystko to, za co je kochamy. A i tak sami są na tyle niedojrzali, żeby podołać jej testom.
Kiedy popatrzyłem na nią ze swojej perspektywy, doszedłem do wniosku, że to byłaby kobieta, która daje przestrzeń, ale wymaga decyzyjności. Daje wolny wybór, ale wymaga odpowiedzialności, daje siebie, ale wymaga zainteresowania.
A co panowie robią, gdy ją spotykają?
Są jak plastelina. Może nawet ciastolina. Jak ją ugnieciesz, to będzie nieszczęśliwy, będzie narzekał, że ona dominuje, ale sam nie zadba o siebie, o nią. To taki typ pantoflarza, który na dodatek narzeka.
Nic więc dziwnego, że panom trudno znaleźć porządną kobietę, skoro dają siebie, jakby byli dziećmi do opieki.
Oczywiście nie chcę tutaj generalizować, że wszyscy tacy są, ale na pewno jest ich większość. Zdarzają się tacy nawet menedżerowie, szefowie firm.
W drobnych sprawach widać, kto sobie dobrze radzi, czy sam potrafi coś zaproponować, czy sam wybierze restaurację, czy na ogół jest osobą pro-aktywną, czy raczej reaktywną?
Takich pro-aktywnych i odpowiedzialnych mężczyzn szukają kobiety zdrowe, nieporanione, kobiety, którym ojciec dał odpowiednią miłość i bezpieczeństwo. A co najciekawsze, odnoszę wrażenie, że panowie zapominają się w relacjach z kobietą i traktują je jak drugiego mężczyznę.
Wydaje mi się, że to jest główny powód strachu przed kobietami.